Oto sklep, w którym sprzedają pończochy. I mogłoby się wydawać, że piękno raz jeszcze podrywa się do lotu. Jego szept zbiega między półkami, poprzez koronki, dysząc pośród koszyczków z kolorowymi wstążkami. Istnieją więc ciepłe dziuple wydrążone w samym sercu zgiełku, zakątki ciszy, w których możemy się schronić pod skrzydłem piękna przed prawdą, której pragnę. Ból zamiera, kiedy dziewczyna cicho wysuwa szufladę. Lecz po chwili zaczyna mówić; jej głos budzi mnie ze snu. Rzucam się na dno, między zarośla i widzę jak zawiść, zazdrość, nienawiść i złość pełzają jak kraby po piasku, kiedy ona mówi. To nasi towarzysze. Zapłacę rachunek i odbiorę paczuszkę.